
zapiski z 2017 roku
2017.05.09
Zaczynam pisać już ósmego, ale data jest znaczna jako dziewiąty. Bo 15 lat temu zaczął się mój dramat właśnie dziewiątego maja. Chociaż może i dziesięć lat wcześniej, bo 05.09.1992
Data mojego ślubu kościelnego. Piąty zero dziewiąty czy dziewiąty zero piąty, na jedno wychodzi a tutaj, jeżeli Gośka mnie przeklęła, to poszło rykoszetem i dziesięć lat potem mi się dostało wiem przeklęła brzmi idiotycznie, ale coś w tym na rzeczy jest. Nie wiem, co najpierw opisać, wydarzenia wstecz czy do przodu, jedno jak i drugie dotyczy przeszłości i tego, gdzie mnie to wszystko zawiodło. Do ślubnej wrócę potem teraz zacznę od początku tego 15 letniego ciągu wydarzeń. Dziewiątego maja trafiłem na Montelupich 7 po tym jak biegły psychiatra wyraził opinię, że nadaję się do odsiadki, przeklinam dzień, w którym zwróciłem się do lekarzy o pomoc przed zamknięciem mnie w kryminale, ktoś mi kogoś polecił, ale wtedy z tego nic nie wyszło. Nie chciałem się w szpitalu psychiatrycznym położyć na parę tygodni, a potrzebne to było dla sądu, żeby odwołanie miało podstawy. Zresztą nasłuchałem się, że lepsze takie rozwiązanie pobytu w szpitalu na detencji niźli odsiadka w kryminale dzisiaj nie mam takiego zdania na ten temat, ale upłynęło 15 lat. W Kobierzynie jak wtedy zobaczyłem oddział, w którym nic się nie zmieniło chyba od 20 lat, bo takim go pamiętam, jak odwiedzałem z mamą ojca za którymś jego pobytem. Zawieszeni pacjenci wszyscy w piżamkach smród kiła i mogiła, poddałem się i tak dzięki temu nie poszedłem szóstego grudnia w mikołajki 2001 tylko dopiero w maju do kryminału, bo wniosek do sądu poszedł o odroczenie w związku z leczeniem psychiatrycznym. A takiego nie prowadziłem owszem duże prawdopodobieństwo było ze względu na ojca, ale czy ja wiem, jak jest z tą dziedzicznością. W moim przypadku coś jest na rzeczy, ale czy do końca, sam nie wiem.
3 lata przed zamknięciem też przeszedłem samego siebie w ilości wlewanego alkoholu a potem moich wojażach po agencjach towarzyskich. Pieniądze były, bo robiłem, przekręty skarbowe znaczy żadnych afer tylko po prostu nie odprowadzałem VAT-u. afery kręcili ci dla których pisałem faktury. A było kilka firm. Mogłem sobie mieszkanie w Krakowie kupić za to co w burdelach i na alkohol wydałem, oraz na auto z wypożyczalni i inne… inaczej bym dzisiaj żył nie byłoby kolejnej detencji i nie byłoby przede mną wizji DPS-u. co ze mną jest? że pieniądze tak mnie nie lubią, znaczy miewam je w różnych odstępach, ale zawsze jest ich za mało, w danej transzy, żeby wszystkie zachcianki spełnić, a i tak głupieje znowu od nadmiaru jak mi się trafia. I na takie głupoty potrafię wydać…
Piętnaście lat temu trafiłem na Monte dzisiaj jest rocznica pierwszy dzień był straszny nie spodziewałem się tego rano jadąc na spotkanie z władzą, która miała mnie na badania zawieźć. Wiezienie jest straszne dla kogoś, kto pierwszy raz trafia. Plastikowe miski sztućce
I jedzenie pomyj, bo tak to smakuje przy pierwszym posiłku. Dobrze, że palić co miałem niewiele a i tak trzeba było się podzielić z innymi równie wystraszonymi, potem dopiero przyszli jacyś z transportu więziennego także wizja wiezienia zaczęła się klarować. Ciągnął się pierwszy dzień niesamowicie. Natłok myśli rozsadzał głowę, strasznie bałem się więzienia podobnie jak kiedyś wojska a potem nie chciałem wychodzić. Podobnie było i tutaj, ale to dopiero potem wyszło. Zaszczuty i poniewierany byłem przez różnego rodzaju wierzycieli.
Mogłem się z tego uwolnić ale odbiło mi z nadmiaru kasy liczył się szpan i pełny portfel, wszystko inne poszło na bok konkubina z którą darłem koty od kilku lat przestała się dla mnie liczyć tak ją kochałem kiedyś, a potem co się stało… była pomiędzy nami teściowa i jej pieniądze, których mi w pewnym momencie pożyczyła… był Zygmunt którego oszukałem a który był z Janą…kupa problemów tyle lat miałem pod górkę, bo marzyłem o tak wypchanym portfelu od lat, i jakbym potrafił oszczędzać to nie zawsze żyłem chwilą… a tutaj czym więcej wydałem tym więcej wracało, nie wiedziałem że w więzieniu, będę miał tyle czasu na rozmyślania ale to dopiero potem. Na początku było ciężko w kwalifikacjach zostałem przyznany do P2 pierwszy raz karany co dawało mi możliwość pójścia na półotwarty ośrodek z możliwością pracy, jednak nie pojechałem poza Kraków zostałem na Montelupich 7 na szpitalu w grupie remontowej i docelowo miałem zostać KALIFAKTOREM ( donoszący posiłki ) dni powoli płynęły, po dwóch tygodniach miałem okazje zadzwonić do domu pierwszy telefon oczywiście do Madzi, słowa których nie życzę nikomu, kto dzwoni z wiezienia do domu „ no Tadziu to ja sobie teraz odegram twoje wojaże” jakbym w pysk dostał… skojarzenia różne ona chyba nie zdawała sobie sprawy do końca z moich wojaży, i to czego mogłem się spodziewać naprawdę zabolało mnie to, ale dzisiaj na to wszystko patrząc miała rację wracałem przez ostatnie 3 lata pijany i zawsze po 22giej jak nie później i o ile w ogóle. Zasłużyłem sobie na takie słowa, nieważne odwiedziła mnie w kryminale i tak ze trzy razy, raz w Tarnowie raz w Krakowie i w Kielcach. W Krakowie na szpitalu mieliśmy trzy cele łaźnię i korytarz zamykani byliśmy na noc przez dzień klapa była otwarta, mieliśmy i tak mnóstwo zajęć sprzątanie na okrągło, na szpitalu musiało być sterylnie… chociaż przy operacji okno było otwarte i jak to z końcem maja, koty w powietrzu z kasztanów których na Monte jest mnóstwo… świadkiem byłem operacji cygana po połyku, którego nie mieli już gdzie operować bo tyle miał szwów na brzuchu…ale zapalniczkę chciał odzyskać bo rzekomo pożyczona, dni upływały na roznoszeniu posiłków świeżej pościeli, i froterowaniu korytarzy.
Jak się już zaaklimatyzowałem i zostałem sprawdzony zostałem zaproszony na poczęstunek, alkoholowy i tak się zaczęło, popijaliśmy co wieczór potem kąpiel i sen, siostra na odwiedzinach dała mi 200 zł które w paczce papierosów przemyciłem, z wiadomym celem przeznaczenia, zamieniliśmy to na spirytus z kleparza, bo ci co sprzątali na zewnątrz na kleparz jakoś się dostawali, albo komuś pieniądze dawali, tak czy siak wieczorem był alkohol
Popijaliśmy co wieczór aż pewnej niedzieli jeden wrócił po przepustce, jeszcze upalony dosiadł się do nas i wieczorem jak ja już poszedłem spać odbiło mu, zaczął się, awanturować wybił na klapę i zaalarmował strażnika. Ten od razu połapał się co, jest grane i wezwał posiłki. Wpadła atanda (grupa wsparcia) z alkomatem i wszystkich sprawdzali ja mocno spałem ale dobudzili mnie i na dmuchanie też zostałem poproszony, oczywiście wydmuchałem cos ponad normę i automatycznie poproszony zostałem o spakowanie i przejście na blok główny na inną cele, przespałem do rana a rano przesłuchanie i przeprowadzka na kolejną cele 16 osobową, nieświadomie zajrzałem przez wziernik do celi za drzwiami tylko zawrzało, nie wiedziałem że tak się nie robi w kryminale dopiero od trzech tygodni byłem, i nie znalem się na zwyczajach przyszedł za chwile ochroniarz (klawisz) i wpuścił mnie do środka wchodzę, wszyscy na mnie patrzą z wilka i pomiędzy tymi oczami wypatrzyłem Jacka „łysego” kolegę z wolności, który właśnie po próbie samobójczej wrócił z Tarnowa. Do którego ja miałem karnie jechać za spirytus o czym po przesłuchaniu i rozmowie z nowym wychowawcą się dowiedziałem. Tarnów to jedno z cięższych więzień, tak, że perspektywa była niezbyt wesoła. Nasłuchałem się opowieści i strach mój wzmocnił się jeszcze bardziej, było przyjemnie, przez ponad trzy tygodnie, ale widać za wesoło było nie taka kara miała mnie spotkać. Szybko pogodziłem się z faktem kilka dni to wszystko trwało zdążyłem się jeszcze w Krakowie o śmierci Marcina „ snickersa” dowiedzieć, jak Mary była u mnie na odwiedzinach, zginął na motorze w swoim żywiole przy około 200 km/h na zakręcie na Bęczarce pod „bidą” filmowali to jak trenował, bo miał w zawodach występować, ale niestety nie dane mu to było. Sam z nim nieraz na pasażera jeździłem, adrenalina jaką wywoływała jazda z Marcinem, jest nie do opisania ścigacz to jednak nie dla wszystkich motor, „snickers” był w moich oczach mistrzem, no nie tylko moich, na tylnym siodełku siedząc nogami prawie po asfalcie tarłem tak kładł w zakrętach motor, i to w takich prędkościach wchodząc i wychodząc z nich, że brak mi słów na opisanie kunsztu Marcina.
Zginął w dzień dziecka, ostrzegałem go kilka razy, bo miałem sny, że jeżdżąc razem wpadamy pod jakiś samochód jadący z naprzeciwka w tym miejscu, w którym ja sam samochodem przeleciałem przez zieleniec wprost pod nadjeżdżającego ROBURA taka ciężarówka z NRD
W moje 30 urodziny, pędziłem na sprawę w sądzie, Myślenickim z Krakowa wczas rano 18 grudnia nie było śniegu ani mrozu, ale temperatura była koło zera wpadłem w poślizg zrobiłem trzy piruety i przeleciałem przez zieleniec na pas ruchu z przeciwka niewiele naprawdę brakło. Widziałem w oczach kierowcy ciężarówki przerażenie, ale zwinnym unikiem kierownicy odbiłem w lewo i wpadłem na stacje paliw w Jaworniku…
Mój sen by się ziścił pierwszy raz wtedy uniknąłem śmierci i nie wiem czy nie poszło rykoszetem po innych…
Marcin zginął dwa zakręty wcześniej, zostawił dziewczynę w ciąży przeżył 10038 dni widać los tak chciał. .
Dodaj komentarz
Komentarze